W końcu znak Częstochowa, radość po nocnym przejściu ponad 55 km wszyscy zmęczeni a tu
trzeba jeszcze dojść do Doliny Miłosierdzia i na Jasną Górę. Michał główny
organizator przekonuje pielgrzymów że już niedaleko i próbuje ich zmobilizować
z pozytywnym skutkiem do dalszego marszu. Ostatnie kilometry walczymy ze swoimi
słabościami , zmęczeniem , sennością. Idziemy
dalej siłą woli, coraz wolniej. W głowie jak co roku pojawia się jedna myśl ostatni raz i nigdy więcej w
życiu nie pójdziemy na taką pielgrzymkę…
zdjęcie grupowe 2014
zdjęcie grupowe 2014
A jednak poszliśmy
raz jeszcze. Tym razem po raz piąty z Piekar Śląskich na Jasną Górę. Nocna
pielgrzymka, przekorna pielgrzymka... Bo
kto normalny pielgrzymuje w nocy ? w nocy to się śpi.
W sobotnie popołudnie
pojechaliśmy do Katowic, tam dalej wszystko rozkopane, ciężko się odnaleźć.
Człowiek myśli, że wie gdzie co jest, a tu okazuje się że "piątką"
tzn. autobus w kierunku Piekar odjeżdża z zupełnie innego miejsca niż
dotychczas.
Dobrze że telefon GPS
ma... więc znaleźliśmy nasz autobus,
grzecznie czekamy, aż pan kierowca drzwi otworzy i nas wpuści... a on nic tylko
patrzy na nas jak na wariatów. Więc w końcu Jacek podchodzi do niego i przez
uchyloną szybę pyta czy stąd odjeżdżają do Piekar a on, że nie. I się wyjaśniło
czemu żadnych plecakowiczów na przystanku nie było...4 minuty zostały by
przebiec na drugą stronę placu i zobaczyć naszych plecakowiczów - czyli ludzi
którzy na pielgrzymkę się wybierają:-)
Na przystanku starzy i nowi znajomi, wspólnie wsiadamy do
autobusu i godzina do Piekar szybko zlatuje, przy wspominaniu poprzednich
pielgrzymek no i wogóle na rozmowie:-). Powoli zawiązują się pierwsze znajomości.
Przed Bazyliką tłumy
umiarkowane, które z każdą minutą się
zwiększają. Mnóstwo znajomych twarzy i kolejne mnóstwo twarzy nowych. Jest
radość, wisi ona tak jakoś nad nami i każdego ogarnia. Jakże by nas tu mogło
nie być:-)
Jeszcze przed
Eucharystią kontaktuje się z koleżanką, która od tygodnia w szpitalu czeka by
jej synuś w końcu chciał się urodzić. Sylwia potwierdza informacje, że już długo
po terminie i trzeba modlitwy by Mareczek się urodził. Hmm kolejny Marek o
którego szczęśliwe urodzenie będę wraz z innymi modlić się na nocnej
pielgrzymce. (Dwa lata temu gdy szliśmy rodził się Marek mój chrześniak). Udaje
mi się wpisać intencję o szczęśliwe rozwiązanie do modlitwy wiernych, więc wraz
z wszystkimi modlić się będziemy....
W bazylice tłumy juz
wielkie, widać że jest nas więcej niż rok temu. Mszę odprawiają kapłani którzy
z nami pójdą wśród nich ksiądz proboszcz Doliny Miłosierdzia Andrzej Partika,
ksiądz Krzysztof Biela oraz ojciec Marek kapucyn. Kazanie głosi ojciec
misjonarz ,który opowiada nam o Republice Środkowej Afryki, w intencji której w
tym roku się modlimy. I ważną rzecz ojciec mówi, że najważniejszy jest tak
naprawdę ten pokój, który jest w sercu człowieka. Jakież to uniwersalne nie
tylko w Afryce ale wszędzie. Prawda prosta i trudna zarazem.
My zabieramy też
intencje które przesłali ludzie na naszą skrzynek intencji.
Chcemy też modlić się o potrzebne siły na pieszą pielgrzymkę
którą mamy zamiar odbyć w wakacje w
Gruzji. Wspólnie z Basią i Tomkiem modlimy się też w intencji Cywilizacji
Miłości.
Na koniec mszy na
rozesłanie pada przypomnienie, że to noc Dobrego Pasterza - i że tym dobrym
pasterzem może być w czasie drogi każdy z nas... Na zakończenie niespodzianka
klerycy częstują nas powołaniowymi krówkami.
Są po raz pierwszy w liczbie 22 z seminarium archidiecezji katowickiej , więc pewnie chcą się wkupić
tymi słodkościami.
Po mszy tradycyjna
kolejka do ubikacji się ustawia - i jak co roku Michał :-) , biedny się
denerwuje, że wszyscy w kolejce stoją zamiast na placu rajskim już być - tradycji musi stać się zadość- a i tak
szybko poszło bo w damskiej toalecie jakieś cudowne rozmnożenie nastało i kabin
tam a kabin się narobiło :-)
Tak więc dosyć
sprawnie wszyscyśmy na placu się stawili, aby się wspólnie pomodlić i błogosławieństwo
przez ręce księdza proboszcza otrzymać, i pokropienie, a jakże wodą święconą.
Policzono nas i wyszło że coś koło 230 pielgrzymów się zebrało. Zacna liczba, rośniemy w siłę z
każdym rokiem:). Są ludzie z całej Polski wśród nich m. in. Tomek
z Krakowa po raz pierwszy na tej pielgrzymce ale doświadczony piechur ,
Basia z Białej Podlaskiej też po raz pierwszy za to szła już z Polski do
Santiago a w tym roku wybiera się z domu pieszo do Rzymu, jest i Natalia z
Sosnowca dla której jest to pierwsza pielgrzymka w życiu są i weterani Piotrek z Katowic , który dużo
pielgrzymuje po szlakach jakubowych i Marzena z Gniezna , wolontariuszka na ŚDM
Rio 2013, Sonia z Woźnik która idzie po raz trzeci i wielu innych tych
młodszych i starszych. Za sprawą Pascala
z Niemiec który przeszedł pieszo z Istambułu do Kijowa pielgrzymka przybiera
charakter międzynarodowy.
Jak co roku w soobie Tadeusza i jego kolegów są członkowie bractwa św. Jakuba, z dużą figurką świętego. Wszak Piekary Śląskie są na jakubowym szlaku.
Jak co roku w soobie Tadeusza i jego kolegów są członkowie bractwa św. Jakuba, z dużą figurką świętego. Wszak Piekary Śląskie są na jakubowym szlaku.
Pogoda można rzecz
idealna , ciepły majowy wieczór, później ciepła majowa noc, trochę mniej ciepły
majowy poranek, a dzień juz iście majowy. Jednym słowem pogoda wymarzona.
Czasami trochę pokropiło- niektórzy płaszcze mieli w pogotowiu - ale
rozmawiając z przedstawicielką płaszczowców - wcale nie po to je ubierali by nie zmoknąć ale poświęcali się co by tymi
płaszczami i pelerynami deszcz odgonić :-) I dobrze im to wychodziło dzięki
czemu takie leniwce jak my nie musieli płaszczy z dna plecaków wyciągać:-).
Tegoroczna pielgrzymka przebiegała pod znakiem rozmów. Pewnie
pogoda ku temu sprzyjała ale i fakt iż takie rozmowy są nam potrzebne . Nie
jakieś tam facebookowe GGadanki ale takie twarzą w twarz. Nawet gdy tej twarzy
się nie widzi bo ciemno:-) Więc rozmawialiśmy z młodszymi i starszymi, ze
znajomymi i tymi którzy znajomymi dopiero się stawali, ze świeckimi i
duchownymi. Jak tam już wypadło, albo raczej kogo Pan Bóg postawił na ścieżce
obok nas. A i spowiedź też była... Był odcinek milczenia, był śpiew, była też
modlitwa. Najbardziej poruszająca, gdy w lesie, w środku nocy, z racji, że maj,
klerycy odśpiewali z nami litanie do Matki Bożej Piekarskiej - to było piękne!.
A jak niosło się po lesie, jeszcze długo po naszym przejściu echo niosło to litanie.
A jak sie szło?? Ogólnie dobrze. Znaczy tak: Jackowi cała 60
wypadła dobrze ( jak zwykle- jakże ja mu zazdroszczę tych niezniszczalnych
stóp:-) U mnie połowa bardzo dobrze- zmęczenie standardowe jak to przy 30 km,
bąble dopiero zaczynały sie tworzyć - było Oki. Później zaczęło być gorzej. I
wcale nie narzekam, wcale a wcale :-) ale co zrobić jak paskudne bąble wyszły
wszystkie na raz i na piętach i na palcach i ani na tym ani na tamtym nie można
było bezboleśnie deptać. Ale samam sobie wina. Trzeba było pomyśleć, obejrzeć buty po EDK i zobaczyć, że wkładki
już się wychodziły i trzeba było je wymienić na takie co dziur nie mają....
po 30 km odpoczynek w Woźnikach
po 30 km odpoczynek w Woźnikach
Ostatni odcinek te ileś km ( wg Michała to było ciągle 1-
albo jeden km albo 1 % trasy) już w Częstochowie to było coś strasznego.
Chciało mi się wyć po prostu. Nawet rozmowa z drugą osobą
nie pomagała , próbowałam skupić myśli na czymś innym niż droga i ból ale się
nie dało
W końcu przypominałam sobie cechy szczególne tej trasy i tak
szłam od punktu do punktu. Najpierw skręt w prawo, który zwykle przechodzimy i
trzeba się wracać jak się jest z przodu
grupy, później szereg domków jednorodzinnych , które chyba co roku są inaczej
pomalowane, później przejazd kolejowy i w końcu ostatnia prosta i Dolina
Miłosierdzia. No i doszłam.
Piotrek mówił, że doszedł na rzęsach, ja nie wiem na czym -
albo wiem na bąblach doszłam na bąblach:-)
Co by mi nie zarzucono, że znowu tym pisaniem zniechęcam ludzi, by z
nami poszli, to pragnę podkreślić, że wokół mnie mnóstwo było i takich co szli
dziarsko jakby tyle co z łóżka wstali.
Zapewne też ich wszystko bolało ale nie użalali się nad
obolałymi nogami, tylko szli dzielnie do przodu. Oh zazdrościłam, zazdrościłam
im. Ale tak pozytywnie, żeby nie było:p no cieszyłam się, że tacy dzielni:)
Dla przykładu w tym roku była gitara i grupa muzyczna i
rzecz niepojęta na tym ostatnim odcinku dziewczyny szły śpiewając , grając...
Nie wiem jak innym ale mi to bardzo pomogło. Fakt, że można było próbować
przynajmniej skupić się na piosence - nie śpiewać, nie nucić nawet, ale tylko
się skupić... A po drugie świadomość, że ktoś idzie tak jak my, że też zmęczony
niewyspany i może i z bąblami a jednak służy innym. Eh to było po prostu
wielkie :-)
No i doszliśmy -
niebieskie ludki doszły, bo prawie każdy z nad miał na sobie niebieską
koszulkę, gdyż połowę trasy szliśmy niosąc na sobie reklamy firm, które płacą
złotówkę za każdy kilometr, wspierając bezdomnych. Ta akcja dzięki Księdzu
Andrzejowi, który znalazł u siebie w
parafii taki sposób, by pomagać ludziom ubogim, potrzebującym pomocy.
Pisząc o ks. Andrzeju nie sposób zapomnieć, iż wsparł on i
nas , dając wytchnienie u siebie w Dolinie Miłosierdzia i karmiąc jak zwykle
pysznym bigosem (o jak dobrze żem na Lednicy nauczyła się bigosy jadać:-).
Warto też podziękować maltańczykom którzy jak co roku czuwali nad naszym zdrowiem.
Po odpoczynku
udaliśmy się w ostatnią trasę czyli na Jasną Górę. Tam przed Matką Bożą, przepraszając
iż nie dam rady uklęknąć ( znaczy może i bym uklęknęła ale wstać bym już
później nie wstała) dziękowaliśmy, że kolejny raz mogliśmy do Niej przyjść.
Oddaliśmy wszystkie intencje popatrzyliśmy
sobie w Jej oczy - bo czasami brak słów a tylko spojrzenie w oczy Mamy wszystko załatwia.
Msza św. była we wspaniałej kaplicy różańcowej -wspaniałej
bo strasznie wygodne tam siedzenia, wprost idealne dla zmęczonych pielgrzymów.
Po mszy Jacek wycyganił od Basi czekoladę - a co należało się jej skoro nie
chciała z nami wracać:p No i jeszcze trzeba było dowlec się na pkp - 1,7 km
pokazały dwa gps-19 lub 20 minut - różnica wynika stąd że jeden obliczył czas
przy światłach zielonych a drugi przy czerwonych -Eh jakiż to człowiek jest
mądry gdy jest zmęczony:-)
Pociągiem do Katowic
dojeżdżamy a wcześniej na dworcu posilam się kawą z automatu z mlekiem i cukrem
- ale chyba przede mną wszyscy pielgrzymi też tu się posilali i zabrakło mleka
i cukru:P
W Katowicach Tomek
wsadza nas do swojego autka i odwozi nas prosto pod blok - aj i to chyba
najcudniejsze z możliwych zakończeń pielgrzymki gdy człowiek uświadamia sobie,
że nie musi wlec się przez cały Chrzanów tylko już od razu jest w domku:-)
Czas pokazał znowu jak
silna jest modlitwa pielgrzymkowa, w poniedziałek po południu urodził się
Marek.
Więc ludzie przysyłajcie nam swoje intencje na naszą skrzynkę intencji, naszadroga2011@gmail.com bo już wkrótce idziemy daleko i w nieznane pieszo przez Gruzje.
Więc ludzie przysyłajcie nam swoje intencje na naszą skrzynkę intencji, naszadroga2011@gmail.com bo już wkrótce idziemy daleko i w nieznane pieszo przez Gruzje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz