poniedziałek, 23 maja 2016

Nowa Droga w krainie wygasłych wulkanów

Dzień 25 Złotoryja - Lwówek Śląski 28 km

Mieliśmy wstać o 5 30 i wyjść o 6 rano, wyszło jak zwykle. W drogę ruszyliśmy dopiero prawie koło 8. Jesteśmy na terenie Pogórza Kaczawskiego.Góry i Pogórze Kaczawskie są dziś oazą spokoju, pełne lasów, wzniesień porośniętych rzadkimi okazami roślin, łąk i uprawnych pól. Kiedyś dawno temu były tu wulkany, więc nazywa się to Kraina Wygasłych Wulkanów. Wydobywano tu też różne minerały a przede wszystkim szukano złota i srebra. Trasa ładna widokowo.
Noga boli mnie już od rana, ciężko się idzie ale przynajmniej jest co podziwiać. Młody co jakiś czas pyta się mnie czy chce odpocząć. Widać że droga nauczyła Go współdziałania i odpowiedzialności za drugą osobę.
Do Lwówka docieramy około 16. Nocleg w Caritas za donativo, dajemy 20 pln tyle musi wystarczyć bo sami mamy już mało a trzeba jeszcze zjeść obiadokolacje.

Lwówek Śląski znany jest przede wszystkim z browaru, którego początki datowane są na 1209 rok. Produkuje się tu jedno z najlepszych piw w Polsce. Jednak my musimy obejść się smakiem bo regulamin wyprawy tego zabrania. W tej kwestii mogę w pełni zaufać młodemu. Chociaż bardzo tego piwa się nam chce. Szczególnie że na obiad poszliśmy na placki ziemniaczane po węgiersku i grzechem byłoby do nich nie zamówić najlepszego piwa w Polsce.
Za to obiecałem Młodemu że Mu postawie piwo w Zgorzelcu.
 Ale to nie wszystkie atuty tego urokliwego miasteczka. Jest bardzo zadbane i dużo tu kwiatów no i czyste powietrze a okolica pełna lasów. W mieście zachowały się resztki murów obronnych oraz kościół zbudowany przez Joanitów, obok niego nocujemy my w dawnej siedzibie komandorii joanickiej.










sobota, 21 maja 2016

Nowa Droga Via Regia Dolny Śląsk

dzień 21 Św. Katarzyna - Wrocław

Zapowiada się dość krótki odcinek tylko albo może aż 13 km po wczorajszym męczącym dniu. Myślami jesteśmy już we Wrocławiu , gdzie będziemy odpoczywać. Więc się wleczemy, idziemy siłą woli i prawie od razu gubimy szlak. Ciekawe że co roku gubię tu szlak i dochodzę do Wrocławia swoją drogą. Wrocław robi na Młodym duże wrażenie, chciałby tu mieszkać. Nocleg mamy w hostelu u jezuitów. Warunki bardzo dobre, śniadanie też. Jedyny problem że łatwo się tu zgubić. Od razu po przyjściu robimy sobie pranie.
 Po południu idziemy coś zjeść, tym razem do KFC. Po obiedzie zwiedzamy miasto. Mało co interesuje Młodego. Ale jest wyjątek. Musimy koniecznie iść do kłódek bo Młody ogląda serial Pierwsza Miłość. Przy okazji spodobała Mu się katedra i okolice Ostrowa Tumskiego.
Wieczorem rozmowy szczere i prawdziwe. Okazało się że Młody ma długi, zapomniał płacić przez trzy lata za internet no i provident. Z tego co mówi to cała Jego rodzina jest zadłużona w providencie. Teraz już domyślam się dlaczego przez całą drogę nie ma co liczyć na pomoc z domu. Za to jest szczere postanowienie poprawy i chęć spłaty długu, jak tylko dostanie pracę. Siedzimy sobie i na nogach mamy skarpetki z motywem camino które dostaliśmy od Magdy.

Chciałbym się też podzielić bardzo ważnym świadectwem dla nas , dla Młodego szczególnie. Pewna osoba bardzo nas wspiera swoją postawą i motywuje do jeszcze większego wysiłku.
" Towarzyszę swoją modlitwą. Wyobrażam sobie jak duży wysiłek, tak fizyczny, jak też psychiczny i duchowy, musi ta wędrówka stanowić dla Pana Podopiecznego. Dlatego postanowiłem i ja dołączyć się jakoś do Panów pielgrzymki i zdecydowałem, na Panów intencję, a szczególnie Młodego (proszę wybaczyć, no ale tak Go Pan tytułuje  ) rzucić palenie. Gdy Panowie będą kończyć swą wędrówkę, to dam znać, czy wytrwałem. Niech Pan Bóg prowadz " .
Od tej osoby która chce być anonimowa "Nie ma potrzeby się odwdzięczać. Sprawa zostaje między mną, a Panem Bogiem " dostaliśmy też wsparcie finansowe. Młody mógł dzięki temu kupić jakąś drobną pamiątkę z drogi dla swojej rodziny.
Dziękujemy bardzo za wszystko i przede wszystkim za modlitwę bo bez tego nie da rady.
Bóg jest dobry
Następnego dnia mamy wolne i kolejna niespodzianka.
Odwiedził nas całkiem niespodziewanie Kuba Pigóra z Sobótki. Wcześniej pisałem Mu że popsuł mi się kolejny kijek trekingowy. Szybka decyzja i Kuba odwiedza nas we Wrocławiu. Warto podkreślić że Kuba wraz z żoną Ewą to doświadczeni pielgrzymi. Prowadzą fajną stronę poświęconą camino Camino de Santiago- Polska
Dziękujemy bardzo za pyszny obiadek , naszywki i kijki trekkingowe dla mnie.
Jutro środą więc plan może być tylko jeden dojść do Środy Śląskiej.
I jak tu nie mówić że Bóg jest dobry😊

dzień 22 Miękinia - Środa Śląska 13 km

Etap krótki rozruchowy po odpoczynku. Chociaż Młody słabo odpoczął, bo w nocy znowu miał ciężkie napady astmy. Kończą Mu się już lekarstwa, które dostał jak wychodził z zakładu karnego. Więc w Miękini postanowiłem że idziemy do lekarza żeby przepiał leki. Udało się wszystko szybko i pozytywnie załatwić. Podziękowania należą się pani doktor i całemu personelowi przychodni. Zrobiliśmy tam furorę kiedy dowiedzieli się że idziemy z Lublina. Życzyli Młodemu powodzenia na Nowej Drodze życia.
Ruszamy w końcu w drogę. Idzie się dobrze, pogoda też w miarę. Ale ostatnie km okazują się prawdziwym testem. Idziemy na azymut przez łąki i pola, przeciskamy się przez zarośla i chaszcze. Ale w końcu o dziwo, wychodzimy w dobrym miejscu, prosto na jakubowe muszelki. W Środzie,nocleg mamy u salezjan, którzy mają tu mini schronisko dla pielgrzymów. Na obiad idziemy do sprawdzonego baru, chodzę tam co roku. Oczywiście musi być schabowy, Młody uwielbia i podwójna porcja ziemniaków, tak żeby starczyło nam do jutra.
 Zwykle jemy dwa posiłki dziennie śniadanie czyli bułka i kawałek kiełbasy czy parówka i potem dopiero obiadokolacja. Tym razem dzięki temu że dostaliśmy wsparcie, idziemy na lody i kupujemy sobie cztery gałki, morale nam po tym urosło. Wieczorem Młody proponuje żeby iść na ławeczkę, popatrzyć na przechodzących ludzi, bo chce zobaczyć jak żyją zwykli ludzie. Siedzimy sobie, gadamy i patrzymy.

dzień 23 Środa Śląska - Legnica 32 km

Zapowiada się długa droga, za to przez pola i lasy. Via Regia czyli droga królewska, omija tu wszelkie ruchliwe drogi i asfalt. Jest wytyczona jak ta w średniowieczu. Śniadanie jemy dopiero po przejściu 14 km. Byłoby wszystko fajnie ale na 18 km moja skręcona w zeszłym roku kostka daje o sobie znać, no ale trzeba iść.
Tego dnia też radosna wiadomość. Dzwoni Darwina i mówi że kolejna osoba tym razem z Krakowa wpłaciła nam 60 PlN. Młody od razu kupuje dodatkową butelkę picia i loda, jest radość.Każde takie wsparcie jest bardzo ważne , szczególnie dla Młodego który widzi że są ludzie którym bezinteresownie na Nim zależy i darzą Go zaufaniem. Dzięki temu mamy też środki na drobne przyjemności typu lody czy Młody papierosy, albo puszkę zimnej coli. niby drobnostki ale bardzo to nam podnosi morale, dodaj sił do dalszej wędrówki.
Dziękujemy bardzo i pamiętamy aby ofiarować nasze trudy w intencji osób które nas wspierają.
Wieczorem w Legnicy odwiedza nas jeszcze redaktor Gościa Niedzielnego.Robił wywiad z nami. Młody pozytywnie zaskoczył. Na pytanie jak się idzie z opiekunem, odpowiedział że z panem Jackiem bardzo dobrze i wesoło. Więc chyba nie jest tak źle. Mówił też o pozytywach drogi, przede wszystkim to że Go zmieniła, dała Mu zwolnienie warunkowe no i przede wszystkim nadzieję na prace i nowe lepsze życie. Chociaż start po powrocie nie będzie łatwy, szczególnie że z rodziny za bardzo nie ma jak czerpać pozytywnych wzorców.

dzień 24 Legnica - Złotoryja 22 km

Wydawałoby się krótki odcinek i krótki dzień. Nic bardziej mylącego, wg Młodego to był najbardziej męczący dzień. Szliśmy bardzo ruchliwą drogą, dużo tirów, spalin i szybko jadących samochodów. Nic fajnego dla pieszych pielgrzymów. Po drodze jeszcze spotkanie z Jędrzejem który robi nam zdjęcia do artykułu w Gościu Niedzielnym. Dostajemy kubek truskawek od Jego rodziny. Bardzo nam smakują. Droga strasznie się wlecze. Młody szybko się męczy a mnie boli dalej noga.W końcu około  13 30 docieramy do Złotoryi. Bardzo ładne i kolorowe miasteczko. Na obiad oczywiście Młody zamawia schabowego. Po obiedzie trochę chodzimy i oglądamy miasto. Młody ma telefon od rodziny. Mówi mi że piją bo tata dostał wypłatę. No cóż zapewne taka sytuacja powtarza się w miarę regularnie. Żyjemy już powoli jak w transie. Od jutra do Zgorzelca zostanie nam tylko 3 dni a może aż trzy długie dni.
Jutro Lwówek Śląski, w niedziele Lubań w poniedziałek Zgorzelec.Coraz bardziej jesteśmy zmęczeni. Młody coraz częściej wspomina że chciałby jak najszybciej do pracy. Zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie.



















wtorek, 17 maja 2016

Nowa Droga w kierunku Wrocławia

dzień 17 Toszek - Góra św. Anny 33 km

Wstajemy wcześnie rano koło 5 30. Szybko się pakujemy, jemy śniadanie i około 6 30 ruszamy w drogę. Młody zastanawia się czy spotkamy gdzieś w drodze Amerykanów. Dziś dość długa droga ale fajnie oznakowana. To już Opolszczyzna , pojawiają się dwujęzyczne nazwy.
Pierwsze km szlak idzie na około , przez łąki i pola bardzo malowniczo. Po drodze oczywiście spotykamy ludzi którzy popijają sobie od rana w myśl z rana piwo lepsze niż śmietana. Tak wygląda niestety polska rzeczywistość na małych wioskach.

A tymczasem naszą wyobraźnie zawładnęła kolejna magiczna miejscowość Zimna Wódka. To co że nie możemy pić , jest ciepło a my cały czas myślimy o tym co nas czeka w Zimnej Wódce. Był tam nawet sklep, do którego wstąpiłem licząc na lokalne atrakcje. A w tym sklepie rodem z komuny był sprzedawca, niestety spytał tylko czy my na Camino i czar prysł. Pozostały tylko słowa piosenki zespołu Tabu

"O jak dobrze Cię widzieć
O jak dobrze Cię słyszeć...

 Od tylu lat , staruszek świat
Zapomniał o nas a my tu i tu i tam
Na przekór kłamstw, by zdobyć świat
Ta nasza gwiazda świeci od lat

Napij się ze mną wina
Napij się ze mną wódki
Zapalimy papierosa
Utopimy smutki "

Potem rezerwat Boże Oko, który sprzyjał duchowemu uspokojeniu. Miejsce spodobało się Młodemu. Ostatnie 5 km to już przez pola i chaszcze. Wydawało się blisko już było widać Górę św. Anny ale jednak daleko i prawie 2 godziny nam zeszło. Doszliśmy do domu pielgrzyma na 15. Potem już tylko szybki śląski obiadek , wyprawa na nabożeństwo majowe oraz do sklepu. Jedyny sklep w okolicy. Bardzo drogie picie, Młody stwierdził że nie kupuje nic i pomimo zmęczenia ruszyliśmy w poszukiwaniu innego sklepu. Ale z pokorą wróciliśmy bo nic innego nie było, dobrze że sprzedawczyni się nie obraziła i nam sprzedała to drogie picie.
Amerykańskich pielgrzymów w końcu nie udało się spotkać, dowiedzieliśmy się tylko potem że z Toszka przyjechali na Górę Św. Anny.

dzień 18  Góra św. Anny - Opole 32 km

Wyszliśmy dość późno bo śniadanie dopiero dawali o 7 30. Ale szliśmy jak burza, szybko i długo pierwszy odpoczynek dopiero po 14 km w Kamieniu Śląskim , miejscu gdzie urodził się mój patron św. Jacek.
Po 13 uciekaliśmy przed wielką burzą no ale dopadła nas.
Ostatnie 8 km szliśmy  w strugach rzęsistego deszczu, pioruny sobie biły z boku , przed nami za nami a my pielgrzymowaliśmy.


"Twoja miłość jak ciepły deszcz
Twoja miłość jak morze gwiazd za dnia
Twoja miłość sprawia, że
Nieskończenie dobry Święty Duch
Ogarnia mnie. "

W końcu oczyszczający deszcz. A tak poza tym to nie modlimy się  o dobrą pogodę bo przecież dla rolników deszcze jest potrzebny. przemoczeni byliśmy do suchej nitki a woda przyjemnie chlupała w butach, nie trzeba było omijać kałuż.

Do Opola doszliśmy około 17 i nocowaliśmy w seminarium. bardzo gościnnie nas tam przyjęli, aż się sam zdziwiłem że tak fajnie i na luzie. Dostaliśmy osobne pokoje ale Młody wpadł na fajny pomysł że jak przeniosło by się łóżko to moglibyśmy spać razem w pokoju. Mi ten pomysł mniej się spodobał , potem tylko Młody odwiedził mnie z wizytą towarzyską na herbatkę bo przecież nie widzieliśmy się długo i zaprosił do rewizyty. Więc jeszcze przed snem poszedłem do Niego. Daleko nie było pokój miał na przeciwko mnie.
Rano dostaliśmy jeszcze na pożegnanie słodycze od Księdza a miła Siostra zrobiła nam pyszną jajecznice.

dzień 19 Opole - Skorogoszcz 25 km

Tym razem wyszliśmy wcześnie , buty na szczęście moje wyschły, suszone starym sposobem , duża ilość gazet , gość niedzielny jak najbardziej się sprawdza. Młody swoje buty musiał wyrzucić bo się już po prostu rozleciały. Miał nadzieję że dojdzie w tych starych , nowe zakładał na specjalne okazje, ale cóż zrobić.
Dziś pogoda dopisuje , na wszelki wypadek idziemy dość szybko bo są jakieś chmury deszczowe ale już przed południem jest naprawdę ciepło.

Po drodze na tej samej trasie w zeszłym roku zaproszono nas na herbatę i ciasto i zapowiedziano że jak będę przechodził zaś to mam śmiało wstąpić. Robimy tak i pukam do drzwi znajomego domu , wychodzi mężczyzna no i konsternacja bo on nic nie wie, żony w domu nie ma, i pewnie ma dwie lewe ręce bo herbaty nie dostajemy, tylko grzecznie zostajemy wyproszeni.

Do Skorogoszczy dochodzimy wcześnie na 14. Przyjmuje  nas jak zawsze gościnnie ksiądz Tomasz. Jest tu fajne mini schronisko dla pielgrzymów , dobra kuchnia. Obiecałem Młodemu że będą dziś frytki. Więc szybko zabieram się za robienie obiadu tak żeby zdążyć na msze św. o 18 30 bo dziś Wigilia Zesłania Ducha Św. Ksiądz daje nam frytkownice i olej. Jeszcze tylko trzeba było się  udać na zakupy no a potem obieranie ziemniaków. Obiadek Młodemu smakował i potem nawet  zmywał. Ja poszedłem do kościoła  ale wcześniej żeby jeszcze zdjęcia Nysy kłodzkiej porobić. Jakie zdziwienie mnie ogarnęło gdy przed kościołem czekał na mnie Młody, no dawno się tak nie zdziwiłem. No ale to przecież Duch Św. działa.

Po Mszy jeszcze postawiłem Młodemu lody aby uczcić Wigilię zesłania. Dobre były, Młody powiedział ze mam gust bo wybieram zawsze dobre rzeczy.
A na końcu jeszcze zadzwonił ksiądz Tomasz że przyniesie nam gulaszu i ciasta. Za gulasz podziękowaliśmy ale ciasto chętnie wzięliśmy. Dzięki temu rano zjedliśmy dobre śniadanie kawa i ciasto.

dzień  20 Skorogoszcz - Marcinkowice 45 km

Ciekawie się zapowiadało, najdłuższy dzień , więc wstaliśmy skoro świt i poszli. Tym razem pochmurnie i nawet zimno.
Pierwsze km przedzieraliśmy się przez łąki i pola , wzdłuż Nysy Kłodzkiej. Towarzyszył nam Duch Św. który natchnął po drodze jedną motocyklistkę aby się zatrzymała i wsparła nas 50 PLN. Dla nas to duża suma. Młody był szczęśliwy ale uznał ze kobieta była pijana bo normalnie jak to tak dać komuś w drodze 50 PLN. Na uroczysty  obiad po 22 km w Brzegu na zamku z okazji święta mieliśmy tego dnia  , czekoladki od księdza z Opola. okazało się że są z alkoholem. Omijamy w ten sposób zakaz spożywania alkoholu w drodze. Pijani miłością Ducha Św., który przyszedł do nas już wcześniej w osobie tej dziewczyny co nam dała 50 pln ruszamy dalej do Oławy. Droga fajna przez pola i lasy. Do Marcinkowic dochodzimy na 18 30. Młody zmęczony, mordercze tempo aby uniknąć burzy, a niebo było naprawdę czarne. W końcu widzę u Niego wybuch emocji, prawie był wściekły jak Mu kazałem jednak wstawać i iść bo chciał odpoczywać 600 m przed końcem, ale buntu nie było.Wieczorem już na spokojnie rozmawiamy o tym. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy.
Ksiądz i wikary zawożą nas do Św. Katarzyny , gdzie mamy bardzo dobre warunki, nocujemy tu sami , dostajemy też reklamówkę jedzenia. Rano będziemy mieć tylko 13 km do Wrocławia. Jesteśmy zmęczeni więc szybko idziemy spać.














sobota, 14 maja 2016

Nowa Droga połowa za nami

dzień 16 Zbrosławice - Toszek 24 km

Rano wstaliśmy dość wcześnie bo około 6 a pół godziny później już byliśmy w drodze. Wieczorem był plan żeby pójść razem z Amerykanami , którzy mieli też iść do Toszka. Jednak byli niezbyt chętni i w końcu wyszliśmy wcześnie rano kiedy Oni jeszcze spali.
 Pogoda była bardzo dobra, trasa dobrze oznakowana więc szybko się szło.Dziś droga wiodła przeważnie polami. Młody nie mógł wyjść z zachwytu stwierdził że rolnictwo musi dobrze prosperować. W południe byliśmy już na miejscu w Toszku. Po ogarnięciu się poszliśmy coś zjeść do restauracji Złota Kaczka gdzie miało być menu del peregrino. Jak się okazało to obsługa nic nie wiedziała o tym. Trzeba było się  upomnieć żeby dzwonili do szefa. Trochę dziwne , skoro nawet na drzwiach mieli muszle camino. W końcu dostaliśmy  obiad za 15 pln ale był tylko jeden zestaw zupa, schabowy frytki i sałatka. Wszystko  dobre ale drugie danie w małej ilości i bez wody. W Starym Młynie do wyboru mieliśmy 3 zestawy i do tego karafka wody i porcje duże.

Następnie poszliśmy na zamek aby podbić paszporty pielgrzyma. Zdziwieni zobaczyliśmy tam Amerykanów. Mówili że mieli wywiad w tvp Katowice, teraz już wiadomo było czemu nie chcieli iśc z nami. Okazało się też ze trochę podjechali  i temu tak szybko są w Toszku. Młody  od razu też by chciał , to było działanie destrukcyjne. Lepiej żebyśmy nie spotykali takich pielgrzymów. Pogoda wieczorem dopisywała więc tradycyjnie w tym miejscu jak co roku był grill. Młody cały dzień tachał takiego przenośnego za 6 pln z biedronki.
 A potem to już się zaczęło robić nerwowo. Coraz bliżej końca Nowej Drogi. Młody już zaczyna się denerwować jak Mu się ułoży po powrocie czy będzie miał jakąś prace. Z tym że kończył tylko gimnazjum więc nie może liczyć na nie wiadomo co. W programie Nowa Droga założeni jest takie żeby podopiecznemu po powrcie zapewnić pracę. Może uda się też załatwić Mu kurs na prawko chciałby, problem jest taki że słabo czyta, za to ma dobrą pamieć wzrokową.

Powoli jesteśmy już zmęczeni sobą. To znaczy ja Młodym. Dalej robi wszystko to co ja i musi być tam gdzie ja. W dodatku zwykle śpimy w tym samym pokoju, więc jesteśmy ze sobą 24 na dobę co jest strasznie męczące. Ale opiekun narzekać nie może na nic nawet na bolące biodro czy otartego palca,  bo Młodego od razu to samo boli i jest problem. Czasem się zastanawiam że fajnie by było pójść na Nową Drogę jako podopieczny a moim opiekunem powinny być osoby które stworzyły ten program i go  koordynują, żeby  poczuły jak to jest.
Żeby choć raz mieli pojęcie jak ciężkie i męczące może być takie przejście a ja bym nie musiał się  wtedy o nic martwić czy dojdziemy czy nie zabraknie nam kasy, jak nas przyjmą na noclegu i czy Młody aby nie zrezygnuje.














środa, 11 maja 2016

Nowa Droga na Górnym Śląsku

dzień 15 Piekary Śląskie - Zbrosławice

Rano śniadanie dostajemy z opóźnieniem ale szybko jemy i wychodzimy planowo o 8 rano, wyspani i wypoczęci.
Jeszcze wczoraj byłem podbić nasze paszporty pielgrzyma w Piekarskim Centrum Pielgrzyma i miła niespodzianka, dostałem bardzo dokładny opis trasy przygotowany przez Górnośląski Klub Przyjaciół Camino. Fajnie to zrobili a potem jak się  okazało w trasie jeszcze lepiej oznakowali w terenie. Dla mnie osobiście, a już nie jedno Camino w Polsce przeszedłem ten odcinek jest najlepiej oznakowanym  w Polsce i inne kluby Camino i ludzie którzy znakują szlaki powinni brać przykład z pracy Górnośląskiego Klubu. Fajnie że muszle i znaki są zawieszone wysoko tak że nikt nie da rady ich zniszczyć, dzięki temu są też widoczne z daleka. Tak samo jest przy wszelkich krzyżówkach i skrętach, jest oznakowanie przed skrętem i potwierdzające po skręcie , tak że pielgrzym nie musi się zastanawiać czy dobrze poszedł. Poza tym na trasie czeka kilka sklepów gdzie można podbić paszporty. Pomimo tego że to trudny teren bo Górny Śląsk idziemy z dala od ruchu samochodowego, czasem przez las , czasem przez rezerwat. Młodemu ten odcinek też się dziś podoba, szczególnie gdy przechodzimy przez rezerwat przyrody. Już samo wyjście jest spektakularne z daleka możemy oglądać panoramę Piekar Śląskich.

Po drodze czekała nas niespodzianka. Po 5 km dochodzimy do Radzionkowa.
W Cukiernio Piekarni Bączkowicz podbiliśmy w paszportach pielgrzyma pieczątki i zostaliśmy poczęstowani pysznymi wypiekami oraz kawą i herbatą. Kiedy chcieliśmy zapłacić okazało się że to poczęstunek dla pielgrzymów. Wiadomo tak się wita pielgrzymów na Górnym Śląsku. Wszystko to dzięki Górnośląski Klub Przyjaciół Camino a przede wszystkim właścicielom i pracownikom rodzinnej cukierni w która działa nieprzerwanie od 105 lat Polecamy wszystkim tą cukiernie, warto promować dobre inicjatywy. bo dobro którym nas dzielą zawsze się zwraca. W cukierni jest możliwość wypicia kawy czy herbaty i zjedzenia czegoś słodkiego a wnętrza naprawdę zachwycają.

Potem ruszamy trochę przez Bytom i następnie przez rezerwat w lesie Segieckim. Czas i droga mijają dziś bardzo szybko.
Dochodzimy około 13 do Zbrosławic. Tutaj znowu trafią się nam perełka niewiele jest takich miejsc w Polsce gdzie na paszport pielgrzyma czeka dwuosobowy pokój z łazienką i obiadek i wszystko dla dwóch osób kosztuje tylko 60 PLN. Miejsce jest cudowne restauracja w Starym Młynie przy stadninie koni.
Jemy pyszne placki ziemniaczane z gulaszem po węgiersku do tego duża karafka wody. Gdyby tak wszędzie było to na pewno ruch na Camino w Polsce byłby dużo większy, niestety takie miejsca należą do rzadkości. Dlatego pielgrzymowanie jak na razie jest dużo droższe w Polsce niż np. w Hiszpanii nie mówiąc o Portugalii.

Wieczorem kolejna niespodzianka przyjeżdżają do nas ludzie z Górnośląskiego Klubu Camino , pojawia się Piotr którego poznałem będąc całkiem niedawno na Parlamencie Jakubowym we Wrocławiu. Przyjechał nawet Michał Piec podróżnik młodego pokolenia z Piekar Śląskich.
Przychodzą też dwaj pielgrzymi z USA – Kurt (Austriak z Kaliforni) i Eddie (pod tym imieniem kryje się pochodzący ze Świdnicy Edward)  którzy wyruszyli z Medyki i idą Via Regia prawdopodobnie do Santiago. Sami jeszcze tego nie wiedzą.
Wieczór upływa nam na wielokulturowych rozmowach okazuje się że Ed amerykanin polskiego pochodzenia , ma kogoś w rodzinie kto był w poprawczaku, a teraz mówi że jest jeszcze gorzej.
Zostajemy też obdarowani prezentami dostajemy od Magdy caminowe skarpetki, przydadzą się jak najbardziej bo nasze powoli się już przecierają i różaniec w barwach camino. Młody w końcu ma różaniec ale nie umie odmawiać, zgadza się żebym został Jego nauczycielem w tej kwestii. Zobaczymy na ile starczy Mu zapału. Wieczorem zanosi się na burze , obserwujemy też piękny zachód słońca z naszego pokoju.