wtorek, 17 maja 2016

Nowa Droga w kierunku Wrocławia

dzień 17 Toszek - Góra św. Anny 33 km

Wstajemy wcześnie rano koło 5 30. Szybko się pakujemy, jemy śniadanie i około 6 30 ruszamy w drogę. Młody zastanawia się czy spotkamy gdzieś w drodze Amerykanów. Dziś dość długa droga ale fajnie oznakowana. To już Opolszczyzna , pojawiają się dwujęzyczne nazwy.
Pierwsze km szlak idzie na około , przez łąki i pola bardzo malowniczo. Po drodze oczywiście spotykamy ludzi którzy popijają sobie od rana w myśl z rana piwo lepsze niż śmietana. Tak wygląda niestety polska rzeczywistość na małych wioskach.

A tymczasem naszą wyobraźnie zawładnęła kolejna magiczna miejscowość Zimna Wódka. To co że nie możemy pić , jest ciepło a my cały czas myślimy o tym co nas czeka w Zimnej Wódce. Był tam nawet sklep, do którego wstąpiłem licząc na lokalne atrakcje. A w tym sklepie rodem z komuny był sprzedawca, niestety spytał tylko czy my na Camino i czar prysł. Pozostały tylko słowa piosenki zespołu Tabu

"O jak dobrze Cię widzieć
O jak dobrze Cię słyszeć...

 Od tylu lat , staruszek świat
Zapomniał o nas a my tu i tu i tam
Na przekór kłamstw, by zdobyć świat
Ta nasza gwiazda świeci od lat

Napij się ze mną wina
Napij się ze mną wódki
Zapalimy papierosa
Utopimy smutki "

Potem rezerwat Boże Oko, który sprzyjał duchowemu uspokojeniu. Miejsce spodobało się Młodemu. Ostatnie 5 km to już przez pola i chaszcze. Wydawało się blisko już było widać Górę św. Anny ale jednak daleko i prawie 2 godziny nam zeszło. Doszliśmy do domu pielgrzyma na 15. Potem już tylko szybki śląski obiadek , wyprawa na nabożeństwo majowe oraz do sklepu. Jedyny sklep w okolicy. Bardzo drogie picie, Młody stwierdził że nie kupuje nic i pomimo zmęczenia ruszyliśmy w poszukiwaniu innego sklepu. Ale z pokorą wróciliśmy bo nic innego nie było, dobrze że sprzedawczyni się nie obraziła i nam sprzedała to drogie picie.
Amerykańskich pielgrzymów w końcu nie udało się spotkać, dowiedzieliśmy się tylko potem że z Toszka przyjechali na Górę Św. Anny.

dzień 18  Góra św. Anny - Opole 32 km

Wyszliśmy dość późno bo śniadanie dopiero dawali o 7 30. Ale szliśmy jak burza, szybko i długo pierwszy odpoczynek dopiero po 14 km w Kamieniu Śląskim , miejscu gdzie urodził się mój patron św. Jacek.
Po 13 uciekaliśmy przed wielką burzą no ale dopadła nas.
Ostatnie 8 km szliśmy  w strugach rzęsistego deszczu, pioruny sobie biły z boku , przed nami za nami a my pielgrzymowaliśmy.


"Twoja miłość jak ciepły deszcz
Twoja miłość jak morze gwiazd za dnia
Twoja miłość sprawia, że
Nieskończenie dobry Święty Duch
Ogarnia mnie. "

W końcu oczyszczający deszcz. A tak poza tym to nie modlimy się  o dobrą pogodę bo przecież dla rolników deszcze jest potrzebny. przemoczeni byliśmy do suchej nitki a woda przyjemnie chlupała w butach, nie trzeba było omijać kałuż.

Do Opola doszliśmy około 17 i nocowaliśmy w seminarium. bardzo gościnnie nas tam przyjęli, aż się sam zdziwiłem że tak fajnie i na luzie. Dostaliśmy osobne pokoje ale Młody wpadł na fajny pomysł że jak przeniosło by się łóżko to moglibyśmy spać razem w pokoju. Mi ten pomysł mniej się spodobał , potem tylko Młody odwiedził mnie z wizytą towarzyską na herbatkę bo przecież nie widzieliśmy się długo i zaprosił do rewizyty. Więc jeszcze przed snem poszedłem do Niego. Daleko nie było pokój miał na przeciwko mnie.
Rano dostaliśmy jeszcze na pożegnanie słodycze od Księdza a miła Siostra zrobiła nam pyszną jajecznice.

dzień 19 Opole - Skorogoszcz 25 km

Tym razem wyszliśmy wcześnie , buty na szczęście moje wyschły, suszone starym sposobem , duża ilość gazet , gość niedzielny jak najbardziej się sprawdza. Młody swoje buty musiał wyrzucić bo się już po prostu rozleciały. Miał nadzieję że dojdzie w tych starych , nowe zakładał na specjalne okazje, ale cóż zrobić.
Dziś pogoda dopisuje , na wszelki wypadek idziemy dość szybko bo są jakieś chmury deszczowe ale już przed południem jest naprawdę ciepło.

Po drodze na tej samej trasie w zeszłym roku zaproszono nas na herbatę i ciasto i zapowiedziano że jak będę przechodził zaś to mam śmiało wstąpić. Robimy tak i pukam do drzwi znajomego domu , wychodzi mężczyzna no i konsternacja bo on nic nie wie, żony w domu nie ma, i pewnie ma dwie lewe ręce bo herbaty nie dostajemy, tylko grzecznie zostajemy wyproszeni.

Do Skorogoszczy dochodzimy wcześnie na 14. Przyjmuje  nas jak zawsze gościnnie ksiądz Tomasz. Jest tu fajne mini schronisko dla pielgrzymów , dobra kuchnia. Obiecałem Młodemu że będą dziś frytki. Więc szybko zabieram się za robienie obiadu tak żeby zdążyć na msze św. o 18 30 bo dziś Wigilia Zesłania Ducha Św. Ksiądz daje nam frytkownice i olej. Jeszcze tylko trzeba było się  udać na zakupy no a potem obieranie ziemniaków. Obiadek Młodemu smakował i potem nawet  zmywał. Ja poszedłem do kościoła  ale wcześniej żeby jeszcze zdjęcia Nysy kłodzkiej porobić. Jakie zdziwienie mnie ogarnęło gdy przed kościołem czekał na mnie Młody, no dawno się tak nie zdziwiłem. No ale to przecież Duch Św. działa.

Po Mszy jeszcze postawiłem Młodemu lody aby uczcić Wigilię zesłania. Dobre były, Młody powiedział ze mam gust bo wybieram zawsze dobre rzeczy.
A na końcu jeszcze zadzwonił ksiądz Tomasz że przyniesie nam gulaszu i ciasta. Za gulasz podziękowaliśmy ale ciasto chętnie wzięliśmy. Dzięki temu rano zjedliśmy dobre śniadanie kawa i ciasto.

dzień  20 Skorogoszcz - Marcinkowice 45 km

Ciekawie się zapowiadało, najdłuższy dzień , więc wstaliśmy skoro świt i poszli. Tym razem pochmurnie i nawet zimno.
Pierwsze km przedzieraliśmy się przez łąki i pola , wzdłuż Nysy Kłodzkiej. Towarzyszył nam Duch Św. który natchnął po drodze jedną motocyklistkę aby się zatrzymała i wsparła nas 50 PLN. Dla nas to duża suma. Młody był szczęśliwy ale uznał ze kobieta była pijana bo normalnie jak to tak dać komuś w drodze 50 PLN. Na uroczysty  obiad po 22 km w Brzegu na zamku z okazji święta mieliśmy tego dnia  , czekoladki od księdza z Opola. okazało się że są z alkoholem. Omijamy w ten sposób zakaz spożywania alkoholu w drodze. Pijani miłością Ducha Św., który przyszedł do nas już wcześniej w osobie tej dziewczyny co nam dała 50 pln ruszamy dalej do Oławy. Droga fajna przez pola i lasy. Do Marcinkowic dochodzimy na 18 30. Młody zmęczony, mordercze tempo aby uniknąć burzy, a niebo było naprawdę czarne. W końcu widzę u Niego wybuch emocji, prawie był wściekły jak Mu kazałem jednak wstawać i iść bo chciał odpoczywać 600 m przed końcem, ale buntu nie było.Wieczorem już na spokojnie rozmawiamy o tym. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy.
Ksiądz i wikary zawożą nas do Św. Katarzyny , gdzie mamy bardzo dobre warunki, nocujemy tu sami , dostajemy też reklamówkę jedzenia. Rano będziemy mieć tylko 13 km do Wrocławia. Jesteśmy zmęczeni więc szybko idziemy spać.














1 komentarz:

  1. Urokliwe te równiny.
    Młody mi z twarzy przypomina kolegę z pracy - dobrze mu z oczu patrzy. Proszę przekazać pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń