dzień 3 Juodkrante - Nida 30 km
"Spójrz na udrękę moją i na boleść i odpuść mi wszystkie grzechy " (Ps 25,18)
Spało się nam bardzo dobrze. Ale rano trzeba ruszać dalej bo przed nami kolejny dzień. Ku naszemu zdziwieniu wychodząc mamy nie zamykać drzwi a klucz położyć na stole. Z tego co mówiła nam nasza Pani rejon Mierzei Kurońskiej jest bardzo bezpieczny i ludzie często nie zamykają drzwi. Co nas jeszcze tu zaskakuje to zupełny brak śmieci , wszędzie bardzo czysto.
Pierwsze 15 km idziemy ścieżką rowerową. Spotykamy rowerzystów których pozdrawiamy. Litwini są jednak bardzo zachowawczym narodem, mało się uśmiechają i niechętnie nam odpowiadają. Za to obcokrajowcy całkiem inaczej uśmiechają się i często sami nas zagadują.
Idziemy przez Park Narodowy Mierzei Kurońskiej. Co jakiś czas spotykamy tablice objaśniające jakie ptaki i rośliny można tu spotkać. Wszędzie las, potem wydmy i już morze które cały czas nam przyjemnie szumi.
Pogoda tutaj zmienia się bardzo szybko, w jednym momencie robi się ciemno i jest obfity deszcz, zaraz potem wychodzi słońce.
Na jednym przystanku idę na krótką wycieczkę na ruchome wydmy. Czuje się prawie jak na pustyni, bardzo mocno wieje i wszędzie duże ilości piasku.
Ostatnie 15 km decydujemy się iść plażą na której nie ma prawie nikogo. Tylko my morze i nasze myśli. Idzie się fajnie ale jednak dużo wolniej niż za drogą. Poza tym Darwina co chwile przystaje. Szuka bursztynu, o dziwo z pozytywnym skutkiem.
Nida to najbardziej znany kurort litewski trochę martwimy się o nocleg w tym mieście. Jak zwykle modlimy się do Aniołów Stróżów żeby poleciały i znalazły nam nocleg. Jak się potem okazuje modlitwa była bardzo skuteczna.
Najpierw udajemy się do kościoła i pytamy księdza o możliwość noclegu ale mówi że nie ma u nich miejsca , każe czekać nam w kościele. Po chwili wraca z karteczką na której jest adres hotelu. Mamy się tam udać, powiedzieć że jesteśmy od Niego, wszystko już jest załatwione.
Pytamy jeszcze ile to będzie kosztować a Ksiądz mówi że wystarczy modlitwa podczas drogi. Fajnie, cieszymy się. Nasz hotel okazuje się być trzygwiazdkowy, nad samym zalewem a pokój kosztuje tu 100 EURO.
Wieczorem idziemy na spacer po Nidzie. Polecamy to miejsce, wszystkim którzy lubią cisze i spokój. Nie ma tu wszechobecnej komercji jak np. w polskich kurortach , brak budek z fastfoodem. Jest cisza i spokój , większość ludzi porusza się na rowerach. Co zaskakuje to od 22 do 6 rano nie można poruszać się tu samochodem.
dzień 4 Nida - Rybaczij 21,1 km
"Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu; niech się cieszy me serce z Twojej pomocy, chcę śpiewać Panu, który obdarzył mnie dobrem. (Ps 13,6)
Wielki dzień bo dziś mamy przekroczyć granicę. Wielka niewiadoma dla nas bo pierwszy raz będziemy w Rosji.
Mieliśmy wyjść bardzo wcześnie ale jak tu nie skorzystać z hotelowego śniadania, które okazuje się być bardzo smaczne i obfite.Po śniadaniu jeszcze chwilę odpoczywamy i w końcu trochę żal ale trzeba iść dalej.
Do granicy idziemy już za drogą. Mówią nam że nie da rady przejść granicy pieszo. Dziwi nas to bo rowerzyści mogą a rowery prowadzą i też idą pieszo. Nas celnik litewski pakuje do pierwszego samochodu. Okazuje się że to dwa samochody z Łotwy które przewożą Rosjan do Kaliningradu. Za kierownicą pierwszego nienaganna blond piękność nie chce za bardzo nas przyjąć ale nie ma wyjścia. Z drugiego samochodu wychodzi Jej szef i mówi że mamy siadać.
Sytuacja trochę napięta ale jedziemy. Na środku strefy niczyjej pojawią się lis, którym nikt się tu nie przejmuje.Po rosyjskiej stronie aż 4 różne kontrole. wszystkich bardzo trzepią i sprawdzają . okazuje się że nas nie , nie obchodzi ich nawet to czy mamy ubezpieczenie. Niestety nigdzie nie ma kantoru więc zostajemy bez rubli. A tu na ostatniej kontroli nasza blondi mówi że trzeba zapłacić po 150 rubli od osoby, my nie mamy, zresztą my idziemy pieszo i liczymy że opłata nas nie obowiązuje, jednak w końcu ulegamy i dajemy 5 euro.
Jedziemy jeszcze samochodem dość długi kawałek bo blondi mówi ze może się zatrzymać tylko na stacji benzynowej.
Pierwsze zetknięcie z Rosją na tej stacji jest bardzo zaskakujące , ubikacje bardzo czyste , sprzedawca miły i tak już będzie na każdym kroku. Całkiem inny obraz Rosji Rosjan pokazuja nam nasze media , bardzo jednostronny i nieprawdziwy.
Do wioski gdzie mamy mieć nocleg dochodzimy dość wcześnie. Obchodzimy całą żeby popytać ludzi o nocleg ale przy domach nikt się nie kręci. Postanawiamy w takim razie coś zjeśc i to był dobry pomysł. Za całkiem nieduże pieniądze mamy prawdziwą rybną ucztę. Po południu jeszcze raz szukamy czegoś na nocleg. Trafiamy do bazy naukowej ornitologów z Uniwersytetu w Sankt Petersburgu. Niby nie można nas tu przenocować bez zgody dyrektora którego już nie ma. Ale w końcu po cichu dostajemy salkę gdzie możemy spać na materacach. Mamy też do dyspozycji kuchnie i nawet hasło do bezprzewodowego internetu. Wieczorem wychodzę jeszcze do sklepu i na plaże. Wracając rozmawiam ze spotkanym małżeństwem. Bardzo mili i sympatyczni. Mieszkają w Kaliningradzie i często odwiedzają Polskę. Jak wszyscy mieszkający w obwodzie, robią u nas najczęściej codzienne zakupy.
Kiedy zasypiamy towarzyszy nam różnorodny śpiew ptaków którymi zajmują się tutejsi naukowcy. Ta baza ornitologiczna okazuje się najstarszą tego typu placówką na świecie. Na obserwacje ptaków przyjeżdżają tu ludzie z całego świata.