poniedziałek, 7 lipca 2014

Na gruzińskiej ziemi


Gruzja - szara i zielona. Szara, jak tylko szare i ledwo trzymajace sie mogą być budynki w kraju posowieckim. Zielona- od bujnej roślinności, pomimo że susza, dawno kropla deszczu nie spadła. I góry, w oddali poki co... a przecież: bo tutaj w górach jest mój dom...
Na lotnisku czekamy prawie dwie godziny, w końcu zjawia sie nasz kierowca z kartka FWE. Nie wiemy czy zaszła pomyłka w godzinach czy coś innego, to nieważne. Jedziemy do domu Diany , czka spędzimy pierwszą gruzinską noc.Szybką kolacja - pyszne, soczyste pomidory i ogórki z pieczywem. Przed spaniem będzie druga kolacja, gdzie dodatkowo pojawia sie ziemniaki (kartofili po gruzinsku- informacja istotna dla Jacka :) )W międzyczasie kawa- nastawialismy sie na wszechobecny czaj a tu kawa witają...Chyba trza będzie znowu przyzwyczajenia zmienić .... I zostajemy porwani na mała wycieczkę po okolicy. Jedziemy do katedry Bagrati, zabytku wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO, dzis prawie w całości odbudowanej. Sesja zdjeciowa trwa, gdyż p. Diana nie tylko lubi pstrykac zdjecia, ale robi dokumentację naszego pobytu. Wieczorem będzie przeprowadzać jeszcze z nami mini wywiad.
Rano zostajemy odwiezieni na dworzec i wsadzeni do marszrutki do Tibilisi. Nic nie szkodzi, że planowaliśmy jechac pociągiem albo stopem. Podróż busikiem jest szybsza iprzyjemniejsza z ladnymi widokami - więc sie słuchamy :)

1 komentarz: