piątek, 11 lipca 2014

w Zugdidi


Zugdidi
Podróż gruzińskim pociągiem okazała sie nie taka straszna.Bilety, które nam sprzedano, pozwoliły dostać osobny, zamykany przedział, gdzie była pościel, poduszka i ogólnie wygoda na całego:)
Wyjechaliśmy z opóźnieniem, ale na miejscu punktualnie po 6 rano się znaleźliśmy. Taksówką utargowaną na 8zl dojechaliśmy prawie pod dom naszych gospodarzy. Po przywitaniu a następnie szybkim prysznicu, dali się nam położyć jeszcze na jakiś czas. Później było śniadanko i pranie. Reszta dnia do naszej dyspozycji, więc poszliśmy na miasto. Wycieczka w poszukiwaniu zamku , o którym mówili nasi lubelscy przyjaciele. Zobaczyliśmy pałac, który stanowczo ładniej wygląda na zdjęciach niż w rzeczywistości. Ale udało nam sie dotrzeć do jeszcze jednego zamku.Co prawda bez armat, ale za to z widokiem na Abchazję.
Po powrocie ukryliśmy się przed upałem w "naszym" pokoju, gdzie znalazł nas pan Gie, by zaprosić na kolację, którą przygotowała córka Tiko. Zapiekanka ziemniaczana, bakłażan w majonezie, proste dania a przepyszne. Nasz gospodarz pomaga nam przetłumaczyć słówka potrzebna w drodze na gruziński- zabawy przy tym co nie miara.Na dobranoc pijemy herbatę i trzeba spać bo rano wyruszamy w drogę. Nie planowaliśmy tego zupełnie, ale wszystko ułożyło się tak, iż my tu, inni pielgrzymi dziś ruszają do Brukseli, a Berenika do Santiago de Compostela. 11 lipca- św. Benedykta, patrona Europy.

Jest 7 rano, słoneczko dziś już mocno grzeje, termometr wskazuje 22 stopnie i wciąż pnie się w górę, ma w dzień być ponad 35℃, przed nami więc gorący pierwszy dzień....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz